Forum Wolna Grupa STW Strona Główna
  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Galerie   Rejestracja   Profil  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  Zaloguj 

Rumunia 2010 Veni Vidi Vici

Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum Wolna Grupa STW Strona Główna -> O wszystkim...
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
Przemo




Dołączył: 20 Sie 2008
Posty: 179
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice Leżajska
Płeć: CHŁOP - MOTÓRZYSTA

PostWysłany: Sob 16:48, 31 Lip 2010 Temat postu: Rumunia 2010 Veni Vidi Vici

Witam wszystkich.

Właśnie wróciłem z długo planowanej podroży do Rumunii i żyję (tak tak, to prawda). Na początku muszę obalić mity krążące nad Rumunią. Nikt tu nie gwałci, nie zabija, nie spotkaliśmy się z żebrzącymi dziećmi, że kradnie to nie napiszę, bo zaraz w pierwszy dzień zajumali mi kask, w który dzień wcześniej skrzętnie instalowałem interkom i nasłuch od CB ale o tym później. Rumuni oddali by rękę żeby pomoc, z czym wielokrotnie się spotkaliśmy - Romowie (cyganie) to już inksza inkszosć.

Kilka słów o ekipie.

Ja i Monika na Zephyrze

Konrad i Aśka na ZX-6R

Adam i Ania na VS 800 Intruder

Dzień pierwszy.

Godz 7.00 Po tygodniu upałów sobota przywitała nas nawałnicą, pól godziny postoju i "pała" na Słowację, Na granicy chcieliśmy zakupić Rumuńską walutę bo kurs był zdecydowanie lepszy niż w Rzeszowie ale okazało się że nie ma bankomatu, no i kolejna godzinka w plecy. Słowację przejechaliśmy w mgnieniu oka i dopiero za Miszkolcem na Węgrzech przerwa na obiadek. Adamowi dwukrotnie brakło benzyny a ze stacjami na Węgierskiej autostradzie kiepsko, poza tym mieliśmy Euro i Rumuńskie Leje a o Forintach nikt nie pomyślał.
Granicę Rumuńską po okazaniu dowodów osobistych celnikom, przekroczyliśmy o 16.00. Nie wiem jakim cudem dojechałem do granicy bo paliwa w zbiorniku już dawno nie było, zaraz po jej przekroczeniu wizyta na benzyniarni i kolejny cud - do 15 litrowego zbiornika wlałem 17,30 litra benzyny. Krótka wymiana zdań z Polską wycieczką, teksty typu "nie boicie się" itd, spalony papieros i jazda dalej w głąb Rumuni. Pierwsze wrażenia? - po lewej salon Lexusa, po prawej Mercedes, dalej Subaru, Mazda itp. itd. a pierwsze napotkane miasteczko - cud - kwiaty, wystrzyżone trawniczki, coś pięknego
W zasadzie można było przejechać jeszcze dobre 200 km, ale zaczęliśmy rozglądać się za miejscem do rozbicia namiotu, co poczyniliśmy w lasku na wielkim pastwisku w towarzystwie setek krowich placków. Wieczór przy ognisku z pieczoną kiełbaską przy akompaniamencie najlepszego piwa jakie do tej pory piłem - URSUS

[link widoczny dla zalogowanych]



Dzień Drugi:

Spałem jak zabity, może to za sprawą metanu który unosił się z setek tysięcy krowich placków. Wybraliśmy się z Konradem po wodę na kawę/herbatę do pobliskiej miejscowości. W nocy trochę popadało i spacer w klapkach to nie był dobry pomysł. Chodnik w wiosce "zaminowany" plackami, a spacer poboczem był bardziej niebezpieczny niż zabawa granatem (jeżdżą jak szaleni, wyprzedzają na 3-go i ciągle trąbią) Dodam że w Rumunii nie ma rowerzystów, bo jak już ktoś siada na rower i wyjeżdża na drogę publiczna to albo jest popier.... albo po prostu chce skończyć ze swoim szarym życiem. Po pokonaniu ok 3 km na polu minowym i pomiędzy kierowcami kamikaze spotkaliśmy dwie cyganki których nie dało się zapytać w żadnym cywilizowanym języku gdzie jest sklep - ale potrafiły jedno zdanie po polsku - "daj drobne". Wróciliśmy po godzinie z kwitkiem i zaczęliśmy się pakować. Reszta oznajmiła że miejscowi "przedstawiciele handlowi" złożyli im podczas naszej nieobecności niesamowicie korzystną ofertę zakupu grzybów z której oczywiście nie skorzystali. Naszym poczynaniom przyglądała się jakaś cygańska pastereczka, odpowiedzialna za strefę "zaminowania" i za każdym razem kiedy chowaliśmy się w namiotach, po wyjściu - była kilka metrów bliżej. Dziwne uczucie... stała i z lodowym spojrzeniem patrzyła tak na bezczela. Po spakowaniu wszystkiego i po poupinaniu na motocykle - zonk - nie ma mojego kasku. Nie było możliwości żeby został gdzieś wmieszany z reszta bagażu. przeczesaliśmy cały lasek i nic, wniosek, komuś się spodobał. NA szczęście przed wyjazdem ubezpieczyłem cały dobytek wiec priorytetową sprawą było zgłoszenie faktu na policje i uzyskanie stosownego zaświadczenia które miało być podstawą do ubiegania się o odszkodowanie. Pojechaliśmy do miejscowego posterunku policji, który z racji niedzieli był zamknięty na cztery spusty. Telefon do ambasady. Tam Rumunka łamaną polszczyzną wytłumaczyła ze mamy zgłosić się do najbliższego posterunku policji, ale na szczęście zza łuku drogi wyłoniła się Dacia przebrana za radiowóz. Jeden z panów policjantów coś kumał po angielsku ale oznajmił że nie może wypisać mi zaświadczenia o zgłoszeniu kradzieży bo są nietutejsi. Nie pomogły telefony do ambasady gdyż owa Pani z jakże "pomocnego" urzędu powiedziała ze to bardzo skomplikowany i czasochłonny proces i że się nie opłaci. Odpuściłem wiec ubezpieczenie i skupiliśmy się na poszukiwaniu kasku. Podczas postoju przy posterunku policji, co było nie lada sensacją dla miejscowej ludności któraś z dziewczyn zagadała z jakimś chłopaczkiem, a ten powiedział jej żeby zagadać z gliniarzami a oni załatwią nam kask, może nawet ten mój za 10 Euro. Niestety oni wyszli od stawki 100Euro a ostateczne pertraktacje zakończyły się na 70 Euro za kask którego nie widziałem na oczy i wogóle nie miałem pojęcia czy nie kupujemy hełmu górniczego. Wróciliśmy się do miejsca gdzie mieliśmy namioty i zaczęliśmy przepytywać miejscowych oferując nawet pieniądze za oddanie naszego kasku. Ta babeczka ze strefy zaminowania coś wiedziała bo mówiła coś o kasku, próbowała go opisać i chciała pieniądze, ale 50 Lei było chyba za mało. Zatrzymał się jakiś Rumun, gość koło 40 lat, w ekstra furce, zapytał co się stało, zadzwonił na policję, znów przyjechali Ci dwaj jegomoście którzy rzekomo byli nietutejsi, no i po krótkiej rozmowie, zaoferowali ze jednak wypiszą mi zgłoszenie kradzieży, tylko musimy pojechać z nimi na posterunek. Jako że moja pasażerka oddała kask mi, a nie chcieliśmy jeździć bez kasku w towarzystwie policji, Ona i Ania wsiadły do Radio-Dacii i pojechaliśmy na posterunek. Na dystansie może 4 km otrzymały propozycję zamążpójścia. Wizyta na posterunku trwała ok godziny gdyż panowie policjanci obsługę Worda mieli opanowaną w minimalnym stopniu, ale po jakimś czasie wyszedłem z policji szczęśliwy, trzymając kwitek w ręce. Cel na resztę dnia? - zakupić kask w przystępnej cenie. Po przepytaniu miejscowych, z racji niedzieli okazało się że kask zakupić możemy dopiero w miejscowości oddalonej o 90 km. Zaczepiliśmy kilku skuterzystów czy nie chcieliby sprzedać nam swojego kasku, ale za każdym razem pojawiało się magiczne słowo EURO z dwu a czasem 3 cyfrową kwota.. Udaliśmy się do Cluj - Napoca gdzie w wielkim centrum handlowym do którego wszyscy nas kierowali nie było nawet pól kasku, nawet rowerowego. Trudno, zostawimy zakupy na jutro. tak minął cały dzień, zjedliśmy kolację, i ruszyliśmy w poszukiwaniu noclegu. Mimo późnej pory, bardzo pomogły nam dwie starsze Panie, które zaprowadziły nas do jakiegoś pensjonatu, z racji wolnych miejsc zdecydowaliśmy się na rozbicie namiotów w ogródku i skorzystanie z toalety. Zasnęliśmy jak zabici z nadzieją ze jutro uda się zakupić kask w przystępnej cenie.

Dzień 3

Pobudka o ósmej, baterie do aparatów, telefony podładowane dzięki uprzejmości właściciela pensjonatu. poranna toaleta i propozycja śniadania z Rumunami, Węgrami i cholera wie z kim jeszcze, z której nieskorzystaliśmy. Dzień wcześniej naświetliliśmy (wielkie dzięki dla mojej kochanej Moni za jej angielski) gospodarzowi naszą sytuację, którą wziął bardzo do siebie, i rano dal nam wskazówki (google map) gdzie szukać kasku. Spakowani, ok 9.00 (jak się później okazało - naszego czasu, a o 10.00 czasu Rumuńskiego) pożegnaliśmy się, próbowaliśmy zapłacić ale nie chcieli od nas ani Lei - ruszyliśmy na poszukiwanie kasku. Punkt pierwszy - MotoCITY. Klimaty podobne jak w sklepach motocyklowych u Nas na Podkarpaciu. Jeśli coś jest motocyklowe to już uważają się za bogów, banda cweli. Najtańszy kask Nitro w ich ofercie - 550 LEi, jedziemy dalej. W drugim sklepie Nolan, Airoch za horendalne wysokie 3cyfrowe sumy, i dwie używane, brudne łupiny "no name" po 350 Lei. Dzień wcześniej w centrum rzucił mi się w oczy jeden sklep z kaskami na wystawie. żeby nie narażać się na jeżdżenie po metropolii bez kasku, pojechałem sam. No i jest !!! "Tornado", (jak się później okazało z polskimi metkami w środku i oczywiście wyprodukowany w Częstochowie) śliczny pachnący nowością w pięknym wiśniowym metaliku z niebieskimi naklejkami za jedyne 130 lei. Mówie Wam...Cudo!!! Wróciłem do reszty ekipy, z kaskiem na ramieniu i wielkim bananem na twarzy. Jedziemy dalej na południe. Cel dzisiejszego dnia? Trasa Transfogaraska. Im dalej w góry tym pogoda gorsza. Jeszcze nie pada ale robi się coraz bardziej mglisto i wilgotno. NA autostradzie udało się podgonić trochę kilometrów, szaleni kierowcy tirów, i furmanki z lusterkami od choppera na "gnojnicach", no i oczywiście Dacie we wszelkich możliwych konfiguracjach łącznie z pick-upami z napędem 4x4. W miedzyczasie przerwa na kawę, herbatke i zupkę chińską. Godzina 18.00 naszego czasu i jest. Skrzyżowanie na trasę 7C. Tankowanie pod korek gdyż następna stacja benzynowa jest dopiero za ok 200 km. Adam zatankował również do banieczki bo jego intruzik dalekimi przebiegami pomiędzy tankowaniami nie grzeszył. Jedziemy. jeszcze tylko szybkie zakupy na trasie i jazda w góry. Im wyżej tym mgła gęstsza, coraz zimniej, na drodze skały wielkości kolą od ciężarówki, i zakręty, lewy 180 stopni- 400 metrów, prawy 180 stopni - 400 metrów i tak w kółko przez jakieś dwie godziny. Widoki? Z jednej strony ściana skalna której wierzchołka nie widać, z drugiej mgła, do przodu mgła, do tyłu - światełko intrudera wyłaniające się tylko z białego oparu. W końcu jest - tunel pod najwyższym szczytem. Do tej pory czułem ogromne niezadowolenie, żal, bezradność spowodowaną widocznością, i powiedziałem sobie w duchu ze zostaję tu dopóki pogoda się nie zmieni. Po przekroczeniu tunelu - przejechania najwyższego grzbietu na stronę południową, pierwsze słowa jakie nasunęły mi się na usta - o kuuu............waaa, o ja pie.......le. Tego po prostu nie da się opisać. Staliśmy tak chwilę wszyscy z ustami otworzonymi jak do robienia loda murzynowi. Mimo tego że było pewnie ok 5 stopni powyżej zera, miejscami leżał jeszcze śnieg a z ust było widać parę. Rozłożyliśmy się z butlą LPG żeby uraczyć się gorącą herbatą. Widoki oszałamiające, te stada owiec porozrzucanych po górkach, te serpentyny i wszechobecna alpejska zieleń. Po ogrzaniu się, ruszyliśmy dalej. już się ściemniało, było zimno, i trzeba było poszukać noclegu, gdyż nocowanie w namiocie pryz takiej temperaturze nie wchodziło w grę. Na szczęście z każdym metrem w dól, było coraz cieplej, ale zaczęło padać. Jedyny napotkany pensjonat, cena noclegu zwaliła z nóg. Jedziemy dalej. Wiedziałem że następne zabudowania będą dopiero po przejechaniu jeziora i zapory, ale nie sądziłem ze to aż tak daleko. Po 3 h jazdy po drogach które składają się z samych łat, w grobowych ciemnościach, w rzęsistym deszczu, wszędobylskich skał zalegających na środku drogi, watahach porzuconych psów które atakują nawet przejeżdżający motocykl, na włóczących się niedźwiedziach i niedźwiadkach kończąc. Droga wydawała się nie mieć końca. Co jakiś czas tylko pojawiała się ogromna łuna światła. Raz z prawej strony, raz z lewej. Momentami wydawała się tak blisko a za chwilę znikała na kilkadziesiąt dobrych minut jazdy. W końcu ok godz 23.00 naszego czasu. Wjechaliśmy na zaporę. Bajkowo oświetlona, wszędzie biegające bezpańskie psy. Chwila przerwy w tunelu przy zaporze. Jakiegoś zabłąkanego jegomościa zapytaliśmy o camping, pensjonat, motel, cokolwiek, ten cofnął się z nami kawałek, poświecił latarką do góry, a tam na skale namalowany wielki drogowskaz z kilkoma pensjonatami do wyboru. Dwie zdenerwowane już ekipy pojechały przodem szukać noclegu, a My z Moniką zostaliśmy chwilkę podelektować się grą świateł zapory, podzielić się zupełnie prywatnie, spostrzeżeniami z drogi, powdychać bardzo specyficzne powietrze. Zaprzyjaźniliśmy się w międzyczasie z jednym z zabłąkanych piesków, który dostał od nas bonusa w postaci kilku kromek chleba. Siadamy na motocykl, naciskam starter...trach... wszystko zgasło... prądu nie ma... Leje, ciemno, wilki jakieś.... na szczęście problemem okazał się przepalony bezpiecznik i po chwili pojechaliśmy dalej. Dołączyliśmy do reszty ekipy kiedy ta, molestowała jakiegoś nietrzeźwego jegomościa wyciągniętego z domu, o nocleg. Facet mimo tego iż okazał się kompletnie pijany, nie mógł zaproponować nam noclegu u siebie, ale wykonał kilka telefonów i zaproponował nam cały domek za jedyne 120 LEi od 6 osób. Po chwili wsiadł w samochód, i zaprowadził nas 3 km dalej, do ośrodka, chyba zaprzyjaźnionej kobitki. Uzgodniliśmy szybko wszystkie szczegóły, i zakwaterowaliśmy się, już grubo po północy naszego czasu. Sucho i ciepło - Żyć nie umierać. To był dluuuugi dzień.

[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]

Dzień 4

Pogoda nie rozpieszcza. Wspólnie zadecydowaliśmy że dalsza trasa nie ma sensu i ze widoczność trochę się poprawiła wiec spowrotem wracamy na Fogaras. Spakowani, jedziemy. Dzisiaj widoki o wiele ciekawsze niż wczoraj. dopiero teraz dostrzegamy to co straciliśmy poprzedniego dnia jadąc we mgle i później w grobowych ciemnościach. Dziesiątki kilometrów serpentyn, dziesiątki wodospadów, dziesiątki zakrętów, i dziesiątki Dacii. co chwilę postój na zdjęcia. Nasze brody z każdym metrem do góry coraz bardziej wciskają się w żebra. Nie brakuje też innych szalonych motocyklistów. Ekipa z Czech, jakichś dwóch chłopaczków skuterem a'la Vespa obładowanym jak wielbłąd na Węgierskich tablicach. Parka z Polski - On na Afryce, Ona na DT-ce. Po przejechaniu tunelem spowrotem na stronę północną, naszym oczom ukazało się to co wczoraj skrzętnie ukrywała gęsta mgła. Tak jakby ktoś chciał zrobić nam kolejną niespodziankę. Górna linia chmur dużo poniżej i znów dziesiątki "agrafek" Aż nie chciało się wierzyć że tą samą droga drapaliśmy się wczoraj na szczyt. Ok godziny zjeżdżania w dół, znaleźliśmy się na linii chmur, znów szaro, buro i wilgotno. Na drodze więcej oderwanych skał, które pospadały w nocy trochę niepokoiło, ale przecież miałem ganc nowy kask "Tornado". Aż żal było opuszczać te tereny mimo panującej pogody. Wjechaliśmy do cywilizacji. paliwa na szczęście wystarczyło dla wszystkich, zatankowani pod korek, z dawką kalorii w postaci kilku czekolad, w deszczu ruszyliśmy w stronę Węgier. Kombinezony przeciwdeszczowe ONE Way okazały się totalnym nieporozumieniem. Choć na mnie i na Monice padły dopiero dzisiaj, tak reszta ekipy kleiła je już drugiego dnia. Droga w stronę Węgier, bez większych emocji. Deszcz i tiry które poruszały się z prędkością zdecydowanie większą od dozwolonej, zostawiające za sobą fontanny wody, wyprzedzające się nawzajem na 3-go a czasem nawet na 4-go, a te nadjeżdżające z przeciwka przesuwały wielokrotnie cały motocykl o kilkadziesiąt centymetrów . Po 300 km zjechaliśmy na drogę krajową żeby nie pchać się na autostradę, ale niestety Konrad jednak wepchał się na trasę szybkiego ruchu i nie miał możliwości zawrócenia. Ja z Adamem dotankowaliśmy sprzęty, no i trzeba było wjechać na autostradę. No i chyba wyszło nam to na dobre... W pogoni za Ninją wyprzedziliśmy VW Craftera na tablicach z mojego powiatu. Chłopaczek jechał za nami całą drogę... aż do zjazdu an stacje benzynową gdzie czekał na Nas Konrad z Aśką. Bus zjechał również, nawiązała się rozmowa, okazało się że to gość z miejscowości obok mnie. Zapytałem go grzecznie czy ma miejsce na pace żeby zmieścić 3 motocykle. I po chwili jechaliśmy wszyscy razem w stronę Węgier w cieple i suchości. Niestety okazało się ze nie jedzie do Łańcuta, tylko do Wiednia i że może wyrzucić Nas na autostradzie w okolicach Miszkolca na Węgrzech. I tak było dobrze... z Miszkolca już rzut beretem do Polski. W okolicach przejścia granicznego w Borsku same dziwy, i to na każdym przystanku, po dwie, po trzy, tańczą z cyckami na wierzchu zachęcając kierowców tirów czekających w kolejce na odprawę. Granicę z Węgrami część z Nas musiała przekroczyć pieszo... co spowodowało na przejściu niemałe zamieszanie. Ale poprawiło nam wybitnie nastroje. Jak się okazało, chłopaczek mieszka w Łańcucie, prowadzi firmę w Bukareszcie. A handluje głównie krasnalami ogrodowymi które w Rumunii są wszędzie. Pytałem go nawet czy Uranu przypadkiem nie przewozi w środku, ale ten zaśmiał i powiedział ze teraz koka idzie Wink Wylądowaliśmy na autostradzie w ok Miszkolca, tam na parkingu rozbiliśmy w deszczu namiot i zmęczeni poszliśmy spać.


[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]



Dzień piąty.

Hałas z autostrady nie przyprawił mnie o dobry sen. na domiar wszystkiego obudziły mnie hałasy składanego przez resztę biwaku, którzy oznajmili iż mimo ulewnego deszczu jadą dalej w stronę Polski. My mieliśmy z Moniką zapasy jedzenia gorącą kawę i wszystko co niezbędne ale oni mimo wszystko stwierdzili ze jadą. Pomieszkaliśmy z Moniką jeszcze chwilę w namiocie, i kiedy pogoda się wyklarowała po suchym już asfalcie ruszyliśmy do domu. Deszcz dopadł nas dopiero na Słowacji, ale stamtąd to już 100 km i cieplutki domek.


Moje Refleksje...

Nigdy więcej nie piszę się na wypad z ekipą z którą nigdy wcześniej nie jeździła w długodystansowe podróże...
I choć było wiele nerwowych sytuacji, pretensji i ch... wi czego jeszcze... Wypad uważam za bardzo udany i wrócę jeszcze do Rumunii, możne nawet w tym roku ale już na jednym motocyklu tylko i wyłącznie ze swoją nieocenioną drugą połówką, co zaoszczędzi wiele nerwów i mi i innym.

Rumuni są bardzo przyjaźnie nastawionym narodem dla Polaków, bardzo pomocni, uczynni, bezinteresowni. (nie mylić Rumunów z Romami) Językiem angielskim z większością młodszego pokolenia <40 lat można swobodnie się porozumieć. 1 leja Rumuńska =~ 1 PLN. Ceny porównywalne z naszymi z tendencjami do tańszych rzeczy. Paliwo wbrew krążącym legendom o niewiadomym pochodzeniu lepszej jakości niż u Nas w Polsce. W wielu publikacjach polecają tankowanie wyłącznie na stacjach koncernu PETROM, ale my tankowaliśmy gdzie popadnie, i nikt nie narzekał. Ja poczułem różnice dopiero jak zatankowałem u nas w Polsce naszej "siary". Drogi nieco gorsze niż nasze polskie, ale bez tragedii, nie ma wybojów czy ubytków w nawierzchni, jedyne zjawiska to dość często spotykane "zdrapki" i ich asfalt lubi popłynąć miejscami z górki, aaa zapomniałbym o koleinach. Miasta oznakowane prawidłowo, patrząc uważnie na znaki nie sposób się zgubić. Trzeba wziąć tylko poprawkę na kulturę jazdy miejscowych którzy na Rondzie z 3 pasami ruchu, potrafią zmieścić 6 rzędów samochodów i wpleść w to wszystko furmankę. AN rondach inna zasada jak u nas... pierwszeństwo ma ten co wjeżdża na rondo a nie ten który już na nim jest (w większości przypadków)
Patrol policji to rzadkość, trafiają się fotoradary, a i z tego co udało nam się dowiedzieć, za przekroczenie prędkości grozi raczej utrata prawo Jazdy niż mandat - na tydzień, dwa, miesiąc, itp itd. Dostajesz wtedy pokwitowanie na 7 dni, ale obowiązuje ono tylko na terenie Rumunii. Zatrzymane prawo jazdy wraca do polski poprzez ambasadę.

Z trójki naszych skrajnie różniących się motocykli. Zephyr spisał się najlepiej. Nawet po przejechaniu 700 km ja i Monia mogliśmy spokojnie jechać dalej, gdzie reszta narzekała na ból tyłka, pleców, ramion itp itd. Komfortowo zestrojone zawieszenie pozwalało na bezproblemowe poruszanie się po niekoniecznie równych rumuńskich drogach z w miarę normalnymi prędkościami, gdzie reszta na Fogarasie gubiła blomby.
Średni zasięg na zbiorniku w moim przypadku wyniósł ok 350 km (lepsza była tylko Ninja) Zephyr wyraźnie cierpiał na zakres możliwości zawieszenia, które dość często osiągało granice swoich możliwości (zwłaszcza przód) ale tłumaczy go fakt iż musiał dźwigać dwie wysokie osoby plus naprawdę spory bagaż.
Jedyną bolączka podczas wyprawy, bo trudno nazwać to usterką.... wyciek oleju z przedniego zawieszenia.


Trasa miała liczyć ok 4 000 km, ale z powodu pogody zakończyła się przebiegiem 2 000 km

Filmik z wyprawy: [link widoczny dla zalogowanych]

Wystarczy już tych wypocin, mam nadzieję ze Admini nie zbanują mnie za nadużywanie klawiatury


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Przemo dnia Wto 12:09, 03 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
herni




Dołączył: 20 Wrz 2008
Posty: 1223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: STALOWA WOLA/MIELEC
Płeć: CHŁOP - MOTÓRZYSTA

PostWysłany: Śro 20:24, 04 Sie 2010 Temat postu:

Super relacja !!!! Ja 13.08 mam zamiar wyruszyć w kierunku Krymu Mołdawii i oczywiście Rumunii.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Przemo




Dołączył: 20 Sie 2008
Posty: 179
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice Leżajska
Płeć: CHŁOP - MOTÓRZYSTA

PostWysłany: Czw 19:14, 05 Sie 2010 Temat postu:

To uważajcie Herni bo jakiś miesiąc temu znajomym w Serbii buchnęli w nocy spod hotelu trzy z czterech motocykli.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
herni




Dołączył: 20 Wrz 2008
Posty: 1223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: STALOWA WOLA/MIELEC
Płeć: CHŁOP - MOTÓRZYSTA

PostWysłany: Czw 20:01, 05 Sie 2010 Temat postu:

Słyszałem o tej kradzieży. Jakie to były motocykle ??? w Serbii zawsze było dziadostwo ,ale ja na Bałkanach czułem sie wyjątkowo bezpieczny i miło wspominam cały pobyt na bałkanach. Mój motór nie taki ładny Laughing Laughing Laughing

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Przemo




Dołączył: 20 Sie 2008
Posty: 179
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice Leżajska
Płeć: CHŁOP - MOTÓRZYSTA

PostWysłany: Czw 20:13, 05 Sie 2010 Temat postu:

Yamaha Warrior, Suzuki Intruder 800 i nie dam sobie glowy uciąć VTX?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
herni




Dołączył: 20 Wrz 2008
Posty: 1223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: STALOWA WOLA/MIELEC
Płeć: CHŁOP - MOTÓRZYSTA

PostWysłany: Czw 20:19, 05 Sie 2010 Temat postu:

O to takie ładne moto do lanserki , ale mój ..... ta taki do roboty i pewnie będzie upir....lony błotem myślę ze się nikomu nie spodoba Very Happy Very Happy Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MARCIN_77




Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 1552
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: STALOWA WOLA
Płeć: CHŁOP - MOTÓRZYSTA

PostWysłany: Czw 23:44, 05 Sie 2010 Temat postu:

Moje zdanie jest takie, że jak mają Ci ukraść to buchną Ci przed samego nosa, a złodziejstwo jest wszędzie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
herni




Dołączył: 20 Wrz 2008
Posty: 1223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: STALOWA WOLA/MIELEC
Płeć: CHŁOP - MOTÓRZYSTA

PostWysłany: Pią 5:49, 06 Sie 2010 Temat postu:

Przygoda jest najważniejsza.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Przemo




Dołączył: 20 Sie 2008
Posty: 179
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice Leżajska
Płeć: CHŁOP - MOTÓRZYSTA

PostWysłany: Pią 10:35, 06 Sie 2010 Temat postu:

herni napisał:
Przygoda jest najważniejsza.


POLAĆ MU!!! Jestem takiego samego zdania.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
herni




Dołączył: 20 Wrz 2008
Posty: 1223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: STALOWA WOLA/MIELEC
Płeć: CHŁOP - MOTÓRZYSTA

PostWysłany: Sob 6:33, 07 Sie 2010 Temat postu:

filmik niezły,a jak z przyczepnoscią na rumuńskich winklach?? i jakie ceny paliwa? i czy mozna płacic kartą na stacjach ?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum Wolna Grupa STW Strona Główna -> O wszystkim... Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2


Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB Š 2001, 2005 phpBB Group
Theme bLock created by JR9 for stylerbb.net
Regulamin